Dawno nie byłem na tak pozytywnej, inspirującej demonstracji. Protest przeciwko zabraniu Uniwersytetowi Teatralnemu i Filmowemu autonomii był zorganizowany przez ludzi teatru, którzy wiedzą, jak się okazało, potrafią dać przeżycia nie tylko widzom teatralnym czy filmowym ale także uczestnikom imprezy politycznej.
Uniwersytetowi rząd właśnie odebrał samorządność. Przekazano go fundacji, na czele której stanęło kuratorium kierowane przez prorządowego byłego dyrektora Teatru Narodowego Attilę Vidnyánszkyego. Wybranego już dawno temu przez senat rektora nie zatwierdzono, sam senat utracił większość swoich uprawnień.
Przejmowanie instytucji to nie jest rzecz nowa pod rządami Fideszu. Tym razem jednak, podobnie jak w niedawnym przypadku Indexu, władze napotkały opór. Studenci zajęli budynek, ogłosili, że rządają odwołania kuratorium z Vidnyánszkyim, zorganizowali szereg demonstracji, ta niedzielna była największa. Władze uczelni ustąpiły a wielu wykładowców ogłosiło, że rezygnują z pracy na uczelni.
W międzyczasie codziennie spływają wyrazy poparcia z kraju z zza granicy (aktualizowana lista tu). Ciekawostka, że w kraju pochodzą one zwykle od małych, alternatywnych instytucji albo też nieformalnych grup pracowników, z senatów innych uczelni SzFE, bo taki jest węgierski skrót nazwy Uniwersytetu Teatralnego i Filmowego, poparły tylko CEU oraz protestanckie seminarium duchowne im. Jánosa Wesleya.
Niedzielna demonstracja miała formę żywego łańcucha sformowanego od centralnego budynku SzFE aż po parlament po drodze dotykając inne używane przez uniwersytet budynki. Celem jej było przekazanie do parlamentu dokumentu nazwanego Magna Charta Universitatum, w którym zostały wyłożone zasady, na podstawie których protestujący widzą współpracę z władzami. Biorący udział w łańcuchu przekazywali sobie dokument z ręki do ręki aż dotarł on do parlamentu, gdzie najmłodsza studentka uczelni umieściła go między łapami lwa stojącego przy wejściu do budynku. Była muzyka i skandowanie ale żadnych przemówień.
















W wezwaniu do demonstracji napisano, że potrzeba do niej pięciu tysięcy ludzi – z tyloma uda się stworzyć łańcuch na całej długości trasy. Przyszło ich dużo więcej, w kilku miejscach łańcuch był podwójny a przed parlamentem ludzi ustawiono w zawijasy całkowicie wypełniając plac.
Demonstracja zaczęła się o trzeciej po południu, do Charta, wówczas już, po przejściu przez tyle rąk, dość wymięta, dotarła do parlamentu dopiero po szóstej. Nikt się jednak nie niecierpliwił, panowała atmosfera pikniku. Aktorzy teatrów ulicznych chodzili na szczudłach, grali muzycy, a studenci Akademii Muzycznej śpiewali, między innymi nieformalny hymn protestów przerobiony z piosenki ludowej:
Hej, a Titkos Egyetem
Titkosan kezdődik,
Mégis utoljára kivilágosodik.
Hej, Tajny Uniwersytet
W tajemnicy rodzi się
Ale jednak to on na końcu zabłyśnie
Co jakiś czas rozbrzmiewało, znane z protestów przeciwko wyrzuceniu CEU z Węgier, hasło Wolny kraj, wolny uniwersytet! (Szabad ország, szabad egyetem!). Widziałem jak organizatorzy prosili demonstranta z tablicą Covidnyánszki przedstawiającą Vidnyánszkyiego jako koronawirusa by ją schował.
Wizualnie demonstrację zdominowały biało-czerwone paski od taśmy, którą studenci „zamknęli” wejście do uniwersytetu. Te paski, te kolory, są obecnie używane do wyrażenia poparcia dla protestu.






Covid był ważnym wyzwaniem dla organizatorów, z którym sobie ciekawie poradzili. Sama forma łańcucha – zamiast za ręce ludzie trzymali się za kawałki taśmy – umożliwiała zachowanie dystansu społecznego. W wezwaniu do demonstracji apelowano o przyjście w maseczkach i przyniesienie rękawiczek, rozdawano je zresztą później tym, co ich nie mieli. Widziałem jak porządkowa prosiła uczestników o pełne założenie maseczki w przypadkach gdzie ludzie nosili ją na gardle.
Czy studenci odniosą sukces? Nie wydaje się to prawdopodobne. Rząd może protesty przeczekać, póki co nie wygląda na to by był to początek większej fali – SzFE nie tylko nie poparły, ze wspomnianymi wyjątkami, senaty innych uczelni ale nawet nie próbowano organizować tam podobnych strajków. Sami protestujący nie bardzo mają inne środki, do których mogliby sięgnąć. Mimo tego jednak jestem z nimi.
#FreeSzFE

