z Pavle Pál

Mój serbski kolega Pavle został obywatelem węgierskim w ostatni piątek i oficjalnie nazywa się Pál. Cieszymy się, przede wszystkim dlatego, że będzie miał paszport Schengen i łatwiej będzie mu podróżować. Mniej cieszą się pewnie ci, dzięki którym było to możliwe a mianowicie autorzy ustawy o obywatelstwie, która bardzo uprościła proces uzyskiwania obywatelstwa węgierskiego tak by mogli je otrzymywać Węgrzy mieszkający w krajach sąsiednich. Pavle  uciekł z Serbii przed wojnami Miloszewicza i serdecznie nienawidzi wszelkich nacjonalizmów, w tym i węgierskiego.

Jak to się stało? Ano tak: w ustawie prawo do obywatelstwa węgierskiego daje się wszystkim, których przodkowie mieli kiedyś obywatelstwo węgierskie (jakoś trzeba było prawnie określić kto jest Węgrem). Pavle pochodzi z Wojwodiny, jego dziadkowie obywatelstwo to przez jakiś czas mieli, więc się kwalifikuje. 

O tej nieco zaskakującej konsekwencji ustawy dowiedział się on od swojego kolegi Serba, któremu z kolei powiedzieli o niej pracownicy MSW, gdzie kolega uczy angielskiego. Ciekawostką jest, że gdy żona Pavle zadzwoniła do ich lokalnego samorządu posłano ją do wszystkich diabłów bo „co sobie wyobraża” natomiast w innym samorządzie (według ustawy papiery o obywatelstwo można składać w dowolnym samorządzie) przyjęto ich dużo przyjaźniej i udzielono pomocy w składaniu wniosku idącej dalej niż wymaga tego zawodowa uprzejmość, a przecież i tu i tu ta sama ustawa obowiązuje.

Oczekiwanie na decyzję było krótkie, Pavle musiał tylko zademonstrować w międzyczasie znajomość języka węgierskiego. Sama ceremonia nadania obywatelstwa pozbawiona była patosu. Przy składaniu przysięgi można było jak kto chciał dodać „tak mi dopomóż Bóg” a prowadząca ceremonię urzędniczka w przemówieniu powiedziała, że może Węgry obecnie nie są krajem naszych marzeń ale co zrobić.

Wspomniany kolega Pavle też, wraz ze swą rodziną, jest już obywatelem węgierskim. Ciekaw jestem ile jest takich wypadków, czy to zjawisko jednostkowe czy też jest tu jakiś trend. 

Reklama