Rumuni to wszy

Zresztą nie tylko Rumuni, także Serbowie, Chorwaci, Niemcy no i Słowacy. Przynajmniej według wiersza pt. Życie albo śmierć (Élet vagy halál) autorstwa nie kogo innego jak Sándora Petőfiego.

Wiersz ten pojawił się w druku po raz pierwszy pod tytułem Septemb. 30. (30 września) w czasopiśmie Életképek 15 października 1848 roku. Inspiracją do jego napisania była informacja o rumuńskim powstaniu i przejściu na stronę cesarską rumuńskiego oddziału, który to akt cieszył się poparciem okolicznej – rumuńskiej – ludności (rzecz miała miejsce w Siedmiogrodzie). Tu dziękuję Irenie Makarewicz za pomoc w zdobyciu tych informacji.

Żyjące na Węgrzech mniejszości narodowe, które wówczas stanowiły ponad połowę ludności, w trakcie mającej wówczas miejsce Wiosny Ludów zgłosiły swoje własne postulaty dotyczące politycznych i językowych praw. Te postulaty zostały odrzucone przez Węgrów, co doprowadziło do antywęgierskich wystąpień zbrojnych Rumunów, Serbów oraz Słowaków. Mniejszości te były wówczas popierane przez Habsburgów.

Wiersz podaję poniżej wraz z moim zupełnie nieliterackim tłumaczeniem, które ma tylko oddać jego treść (nie udało mi się nigdzie znaleźć żadnego tłumaczenia tego utworu na polski). W tekście zszokował mnie przebijający się z niego szowinizm. Węgrzy walczący o wolność dla siebie nie chcą uznać, że inni mogą chcieć tego co i oni. Petőfi porównuje za to występujące przeciwko Węgrom mniejszości do wszy, bydła czy padlinożernych kruków. Pojawia się też nie wyrażony wprost paternalizm: mniejszości na Węgrzech mają żyć podporządkowane Węgrom pod ich dobrotliwą, ojcowską opieką.

To jest postawa, z którą i dziś można się spotkać. Wiodąca rola Węgrów w kotlinie Karpackiej to jedna z podstawowych tez węgierskiego nacjonalizmu. Nie wiedziałem, że można ją znaleźć już u Petőfiego.

W klimacie tekst przypomina wiersz Józefa Brodskiego pt. Na niepodległość Ukrainy. I tu i tu wyczuwa się zdumienie i wściekłość przedstawicieli panującego narodu na dotąd podporządkowany inny naród na to, że śmie on pragnąć niezależności. I tu i tu prowadzi to do niewybrednych bluzgów pod jego adresem.

I jeszcze jedno. Ten wiersz, mimo szowinistycznych akcentów, nie jest jakimś marginalnym, wstydliwym utworem tego poety, który raczej pomija się w zebranych wydaniach jego poezji. Jego pierwsza zwrotka widnieje na pomniku Kossutha przed parlamentem, a muzykę do wiersza napisał sam Zoltán Kodály.

Co ciekawe, w obu wypadkach wzmianki o wszach, bydle czy też padlinożercach zostały dyskretnie pominięte pozostawiając zwrotki ogólniejsze w charakterze.

Élet vagy halál

A Kárpátoktul le az Al-Dunáig
Egy bősz üvöltés, egy vad zivatar!
Szétszórt hajával, véres homlokával
Áll a viharban maga a magyar.

Ha nem születtem volna is magyarnak,
E néphez állanék ezennel én,
Mert elhagyott, mert a legelhagyottabb
Minden népek közt a föld kerekén.

Szegény, szegény nép, árva nemzetem te,
Mit vétettél, hogy így elhagytanak,
Hogy isten, ördög, minden ellened van,
És életed fáján pusztítanak?

S dühös kezekkel kik tépik leginkább
Gazúl, őrülten a zöld ágakat?
Azok, kik eddig e fa árnyékában
Pihentek hosszu századok alatt.

Te rác, te horvát, német, tót, oláhság,
Mit marjátok mindnyájan a magyart?
Török s tatártól mely titeket védett,
Magyar kezekben villogott a kard.

Megosztottuk tivéletek hiven, ha
A jószerencse nékünk jót adott,
S felét átvettük mindig a tehernek,
Mit vállatokra a balsors rakott.

S ez most a hála!… vétkes vakmerénnyel
Reánk uszit a hűtelen király,
S mohó étvággyal megrohantok minket,
Miként a holló a holttestre száll.

Hollók vagytok ti, undok éhes hollók,
De a magyar még nem halotti test,
Nem, istenemre nem! s hajnalt magának
Az égre a ti véretekkel fest.

Legyen tehát ugy, mint ti akartátok,
Élet-halálra ki a síkra hát,
Ne légyen béke, míg a magyar földön
A napvilág egy ellenséget lát,

Ne légyen béke, míg rosz szívetekből
A vér utósó cseppje nem csorog…
Ha nem kellettünk nektek mint barátok,
Most mint birókat, akként lássatok.

Föl hát, magyar nép, e gaz csorda ellen,
Mely birtokodra s életedre tör.
Föl egy hatalmas, egy szent háborúra,
Föl az utósó ítéletre, föl!

A századok hiába birkozának
Velünk, és mostan egy év ölne meg?
Oroszlánokkal vívtunk hajdanában,
És most e tetvek egyenek-e meg?

Föl, nemzetem, föl! jussanak eszedbe
Világhódító híres őseid.
Egy ezredév néz ránk itélő szemmel
Atillától egész Rákócziig.

Hah, milyen múlt! hacsak félakkorák is
Leszünk, mint voltak e nagy ősapák,
El fogja lepni árnyékunk a sárba
És vérbe fúlt ellenség táborát!


Życie albo śmierć

Od Karpat aż po dolny Dunaj
Wściekły ryk, burza gwałtowna!
Z rozwianymi włosami, zakrwawionym czołem,
Stoi w burzy sam Węgier.

Jeśli bym nie urodził się Węgrem,
To bym się teraz do tego ludu przyłączył,
Bo jest opuszczony, jest najbardziej opuszczony
Spośród wszystkich narodów na okręgu ziemi.

Biedny, biedny naród, mój osierocony naród,
Co takiego popełniłeś, że tak zostałeś opuszczony,
Że Bóg, diabeł, wszyscy przeciw tobie,
I drzewo twego życia niszczą?

I kto z zaciekłością, wściekłymi rękoma
Okrutnie, dziko drze zielone gałęzie?
Ci, którzy przez długie stulecia odpoczywali
W cieniu tego drzewa.

Ty, Serbie, Chorwacie, Niemcu, Słowaku, Rumunie,
Dlaczego każdy z was napada na Węgra?
Bronił on was przed Turkami i Tatarami,
Węgierskie ręce dzierżyły miecz.

Dzieliliśmy z wami wiernie co dobre,
Gdy szczęście nam sprzyjało,
I połowę cierpień braliśmy na siebie,
Jakie zsyłał los na wasze barki.

I teraz taka za to wdzięczność! Król niewierny
Podjudza was przeciwko nam bez litości,
A wy rzucacie się nas z żarłocznością,
Jak kruki na padlinę.

Jesteście krukami, podłymi głodnymi krukami,
Ale Węgier to nie martwe ciało,
Nie, na Boga nie! I świt sobie maluje
Na niebie waszą krwią.

Niech będzie więc tak, jak chcieliście,
Życie lub śmierć na polu bitwy,
Niech nie będzie pokoju, póki na węgierskiej ziemi
W świetle dnia choć jednego wroga widać.

Niech nie będzie pokoju, dopóki z waszych złych serc
Nie spłynie ostatnia kropla krwi…
Jeśli nie chcieliście nas jako przyjaciół,
Zostaniemy zatem waszymi sędziami.

Powstań więc, narodzie węgierski, przeciw temu stadu bydła,
Które pragnie twojej ziemi i życia.
Powstań do potężnej, świętej wojny,
Powstań do ostatecznego sądu!

Stulecia daremnie walczyły przeciwko nam,
A teraz czy jeden rok ma nas pokonać?
Kiedyś walczyliśmy z lwami,
A teraz czy wszy mają nas zjeść?

Powstań, mój narodzie, wstań!
Wspomnij słynnych przodków, podbijających świat.
Tysiąc lat patrzy na nas i osądza
Od Attyli po Rákócziego.

O, jaka to była przeszłość! Nawet gdybyśmy byli
Tylko cieniem tych wielkich przodków,
To nasz cień wdeczpe w błoto
Obóz wroga utopionego we krwi!

Pomnik z przodu

Pomnik z tyłu

A tu i sam wiersz

A tu wiersz z muzyką Kodálya

Bez powietrza

Nie raz zdarzało mi się narzekać na unikanie przez kino węgierskie współczesnych tematów społecznych. Robi się tu, lepsze czy też gorsze, filmy na różne tematy, pojawił się na przykład subtelny film o autyźmie (Dusza i ciało – Testről és lélekről), są hojnie sponsorowane przez państwo, nierzadko ciężkawe, filmy historyczne jak Hadik, jest nieco kryminałów, na przykład Budapest Noir, powstają niezbyt śmieszne komedie, weźmy tu Nagykarácsony ale generalnie tego co się dzieje wokół nas w filmach raczej się nie zobaczy. Filmy nie są częścią dyskusji społecznych.

Aż tu objawienie, pojawił się film pt. Bez powietrza (Elfogy a levegő), będący zresztą kinowym debiutem Katalin Moldovai. Warto zacząć od tego, że oparty jest on, choć nie całkowicie to jednak w dużej mierze, na autentycznych wydarzeniach.

Nauczycielka węgierskiego ze znajdującej się w siedmiogrodzkim miejscowości Torda gimnazjum Adela Stan poleciła swoim uczniom do obejrzenie film Agnieszki Holland pt. Całkowite zaćmienie. Opowiada on o życiu Artura Rimbaud przedstawiając, między innymi, jego homoseksualny związek z innym poetą, Paulem Verlainem. Jeden z rodziców jej uczniów dowiedziawsyz się oburzony doprowadził do odejścia nauczycielki ze szkoły. Tak jak wspomniałem, to zdarzyło się naprawdę i to nie tak dawno, w 2017 roku.

Filmowa Ana jest nauczycielką z powołania. Lekcje prowadzi w niebanalny sposób, zajmuje się też kółkiem dramatycznym, gdzie zajmują się poezją. W uczniach często udaje się jej wzbudzić zainteresowanie literaturą, dobrze zdają maturę, wielu z nich trafia po szkole na uniwersytet.

Jednak ojciec jednego z jej uczniów dowiedziawszy się o filmie pisze list do szkoły, w którym domaga się wydalenia nauczycielki. Argumentuje, że film jest niewłaściwy dla małoletnich uczniów – mowa jest o siedemnastolatkach, a w ogóle szkoła powinna przekazywać wartości, wśród których nie ma miejsca na homoseksualizm.

Rozmowy z ojcem, które przeprowadzają dyrektorka szkoły a potem i Ana do niczego nie doprowadzają. Sam ojciec jest wpływową lokalnie postacią i doprowadza do wstrzymania dotacji dla szkoły.

Dla Any zaczyna się seria komisji, które zajmują się jej sprawą. Podejmują kolejne decyzje, od prostej nagany, żeby pokazać, że Ana została ukarana nie robiąc jej zbyt wielkiej krzywdy, kończąc na zawieszeniu jej w pracy. W międzyczasie pozostaje coraz bardziej osamotniona, grunt usuwa się jej pod nogami czyli, jak to się mówi po węgiersku, powietrze wokół niej zaczyna rzednąć (stał tytuł).

Tyle ta historia, która, sprawnie opowiedziana, już sama w sobie robi wrażenie. Parę rzeczy subtelnie pozostaje niedopowiedziane do końca, pozostawiając inteligencji widza odczytania ich z filmowego obrazu. Dobrym przykładem jest tu scena kiedy dyrektorka szkoły dzwoni do burmistrza: nic nie mówi tylko słucha tego, co mówi on jej przez telefon a ze zmieniającego wyrazu jej twarzy od razu rozumiemy, że szkoła dotacji nie dostanie.

Film nie oszałamia tempem ani nie czaruje spektakularnymi widokami – jego akcja dzieje się w prowincjonalnym, dość bezbarwnym siedmiogrodzkim mieście – a jednak jest wizualnie ciekawy. Siedmiogród, i to nie ten mityczny, jak sobie go wielu wyobraża, ale autentyczny z wyraźnie odciśniętym piętnem socjalistycznej Rumunii Ceaucescu, rzadko pojawia się w kinach. Jest to trochę inny świat, który mimo, że nam współczesny to jednak jakby trochę zapóżniony, co odczuwa się głównie patrząc na ubrania postaci a także samochody czy też wystrój wnętrz.

Swoją kafkowską atmosferę film w dużej mierze zawdzięcza właśnie wnętrzom. Przesadnie wielkie sale o klimacie lat 80-tych, w których spotykają się kolejne komisje stanowią tło znakomicie podkreślające opresywną sytuację, w której znalazła się Ana. To tam mają miejsce spory co do jej „wykroczenia”. To tam, w kulminacyjnym momencie filmu, Ana pyta członków kolejnej komisji, kto z nich widział inkryminowany film a ci odpowiadają milczeniem i odwracaniem głów.

Historia, i ta prawdziwa i ta filmowa, miała miejsce w Rumunii ale oczywistym jest, że mogłaby się zdarzyć także na Węgrzech – a również i w innych miejscach. Jej główny problem autonomii nauczycieli i szkoły, wolności intektualnej i kulturalnej, także w oświacie, homofobii nie jest ograniczony do jednego miejsca. I dlatego też tak poruszająca jest ta historia prowincjonalnej nauczycielki węgierskiego z Siedmiogrodu.

Na koniec jeszcze jedna rzecz. Film dostał nagrodę na 39 Warszawskim Festiwalu Filmowym. Jeszcze niedawno pewnie byłoby to miłe wyróżnienie ułatwiające mu karierę filmu festiwalowego. Teraz jednak, choć tylko z angielskimi napisami, jest on dostępny także na Netfliksie, co znakomicie ułatwia dostęp do niego wszystkim zainteresowanym. Warto z tego skorzystać.