Wprawdzie koncert pożegnalny zespołu Locomotiv GT miał miejsce już 14 maja 1992 roku ale i tak wczoraj mieliśmy okazję uczestniczyć w próbie generalnej serii trzech koncertów LGT odbywających siędziś, jutro i pojutrze w Papp László Aréna. Nie są zresztą jedyne koncerty od formalnego końca zespołu, Locomotiv to taka grupa, która (na szczęście) nie daje jakoś rady całkowicie zniknąć.
Ciekawy koncert. Publiczność znała kawałki zespołu równie dobrze jak on sam, niekiedy więc odchodził tak on wersji oryginalnych tak daleko, że nie mając ich w głowie nigdy by się ich nie skojarzyło z wersją pierwotną. Na przykład, ku mojemu żalowi, Gyere ki a hegyoldálra Presser zaledwie wybełkotał nad syntezatorem w dodatku najniższym rejestrem swojego głosu. Czasem jednak nowe wersje, bywało, że wzbogacone o jazzowe improwizacje, brzmiały świetnie. W sumie połowę mniej więcej utworów Locomotiv, tego dnia w składzie dziesięcioosobowym, wykonał tradycyjnie.
Ciekawiło mnie jaka publiczność przyjdzie na koncert tych bądź co bądź nieco już wiekowych rockmanów. Wprawdzie Chłopak był chyba najmłodzym uczestnikiem koncertu to jednak pozostali byli w większości młodsi lub dużo młodsi od występujących muzyków. Widać było, że Locomotiv to nie zespół pokoleniowy, są, by uciec się do języka propagandy, skarbem całego narodu.
LGT zawsze mnie urzekał głosami Pressera, Karácsonya i Somló, które niedość, że ciekawe każdy w sobie to w dodatku świetnie brzmią razem. Tym razem do śpiewu włączali się i inni muzycy, którzy mimo, że w koncercie brali udział jako instrumentaliści to co do jednego okazali się być obdarzonymi znakomitymi głosami. Odnotowuję to sobie, bo na Węgrzech jest ładnych parę zespołów z wysokim o sobie mniemanii, w których główny wokalista nie umywa się do żadnego z tych muzyków.
Wizulanie nie był to wielki show, mimo skali hali nastrój był miejscami raczej klubowy. W tle leciały słajdy i kawałki wideo, oczywiście o tematyce kolejowej a także nagrania z dawnych koncertów, na nieprzesadnym rusztowaniu niekiedy pojawiała się grupa entuzjastycznych tancerzy. Monitory po bokach pokazywały zbliżenia muzyków.
W trakcie koncertu twardy rdzeń grupy (Pressera, Karácsony i Somló) przenieśli się na środek Areny, symbolizujący scenę pod gołym niebem na Tabán, gdzie niegdyś regularnie grywali. Odegrali parę utworów po czym wrócili na scenę główną.
Przed Ringass el magad Presser przypomniał o One Billion Raising – były to wszak Walentynki – i zachęcił wszystkich do tańca. Miło.
Na koniec moje zdjęcie z koncertu. Zrobiłem je jak najbardziej oficjalnie, co więcej, z zachętą organizatorów. Uczestnicy zostali zaproszeni do nagrywania koncertu telefonami komórkowymi i wrzucania nagrań na stronę koncertu. Z materiału ma powstać potem film.

