W najnowszym odcinku podcastu opowiadam o ikonicznej postaci ruchu kobiecego, która odrzuca feminizm. Program podcastu:
– powitanie
– serwis informacyjny
– przegląd prasy
– Jeż Węgierski w eterze
– III Forum Polska-Węgry
– pożegnanie
przygotowali: A. Szczęsnowicz-Panas, R.Rajczyk, J.Celichowski, P.Piętka

Ruch kobiecy – feminizm – jest na Węgrzech, w porównaniu do Polski, mniej widoczny. Nie ma Kongresu Kobiet, nie ma Strajku Kobiet, nikt nie oblicza procentowej obecności kobiet w życiu publicznym. Koncepcje feministyczne odgrywa marginalną rolę w debatych społecznych.
W tym kontekście ciekawa jest postać Ágnes Geréb, działaczki na rzecz porodów domowych i zarazem może najbardziej znanej działaczki kobiecej.
Lekarka-położniczka z wykształcenia od początku swojej działalności zawodowej wchodzi w konflikt z medycznym establishmentem. Najpierw, jeszcze w latach 80-tych, zaczęła dopuszczać ojców do porodów. Robiła to po kryjomu wprowadzając ich na salę porodową w kitlach, jako studentów. Kiedy sprawa się wydała dostała półroczny zakaz wstępu na porodówkę.
Z porodami domowymi zapoznała się w Stanach pod koniec lat 80-tych. Po powrocie do kraju zaczęła przyjmować porody w domach swoich pacjetek. Był to czas początku transformacji na Węgrzech i Geréb starała się wykorzystać klimat dla zmian. Pisała memoranda, układała plany ale wszędzie odrzucono jej pomysły argumentując, że na Węgrzech „ nie ma odpowiedniej infrastruktury do porodów domowych”.
Medyczny establishment argumetuje zwykle odwołując się do ryzyka łączącego się z takimi porodami, ale ich zwolennicy uważają, że niezakłócane porody zwiększają bezpieczeństwo rodzących i dzieci bo gdy kobieta czuje się bezpieczna szansa na komplikacje jest mniejsza. W szpitalach w dodatku miejsce ma strukturalna przemoc wobec rodzących: popędzanie, protekcjonalne traktowanie i nieliczenie się z ich potrzebami. No i pieniądze: położnictwo to najbardziej zarażona kopertówkami część węgierskiej służby zdrowia a przy porodach domowych, gdzie wystarcza obecność duli, do kieszeni lekarza nie trafia nic.
W końcu wytoczono Geréb proces w związku z przypadkami śmierci oraz trwałego uszkodzenia dzieci podczas prowadzonych przez nią porodów domowych. Została skazana za karę więzienia oraz zakaz wykonywania zawodu, tę pierwszą część wyroku starł akt łaski prezydenta. Jej zwolennicy zwracali uwagę na to, że w jej przypadku prawo zastosowano selektywnie cytując drastyczne przypadki błędów lekarskich, które nie doczekały się konsekwencji.
W międzyczasie popularność Geréb rosła. W jej obronie występowały osoby reprezentujące całe spektrum polityczne, listy pisały międzynarodowe autorytety medyczne, demonstrowały młode matki a podczas jej pobytu w areszcie śledczym pod jego oknami w dzień jej urodzin organizowano zbiorowe śpiewanie piosenek.
Sama Geréb nie aspiruje do roli społecznej czy politycznej. Nie uważa się też za feminstkę. Od feminizmu oddala ją jej stosunek do aborcji, którą Geréb odrzuca. Jednak to co mówi przetłumaczone na język feministyczny – że kobieta nie potrzebuje mężczyzny by urodzić – to czysty feminizm.
Obecnie lekarka żyje w Wielkiej Brytanii zmuszona do wyjazdu zakazem wykonywania zawodu. Sprawa porodów domowych pozostaje otwarta. Inne kwestie kobiece zresztą też.
