pogrzeb bez księdza

Dawno, dawno temu fraza „pogrzeb bez księdza” wywoływała we mnie obraz ceremonii pogrzebowej jakiegoś komunisty z groteskowymi, pseudo-kościelnymi rytuałami w wykonaniu działaczy partyjnych, orkiestrą wojskową lub milicyjną grającą Międzynarodówkę a potem marsz żałobny Chopina, czasami kojarzyła się z pogrzebem samobójcy zakopywanego chyłkiem pod cmentarnym płotem przez rodzinę bardziej zrozpaczoną z powodu braku księdza właśnie niż samej tragicznej śmierci zmarłego.

Niedawno miałem okazję wziąć udział w takim pogrzebie bez księdza. Opisuję go tutaj nie dlatego, by reprezentował on jakiś nowy ustalony zwyczaj – zapewne sposobów grzebania zmarłych bez księdza jest tyle ile takich pogrzebów – ale jako przykład jak to może wyglądać.

Zmarła znajoma, założycielka i kierowniczka jednego z wydawnictw. Na cmentarzu, w przenikającym, wilgotnym, jak trzeba zimnie, zebrało się ponad sto osób, głównie starszych, wszyscy o inteligenckim wyglądzie. Nie mieściliśmy się w domu pogrzebowym. Jak zwykle przyciszone rozmowy, cześć-cześć, w ręku u niemal każdej osoby biały kwiat. Daleko, w środku domu pogrzebowego, pod dyskretnym krzyżem z żarówek, otwarta, prosta trumna.

Do mikrofonu podchodzi stojący dotąd z tyłu, około trzydziestopięcioletni, mężczyzna. Zaczyna mówić o zmarłej, przedstawia jej życie. Mówi prosto, bez zwyczajowych na pogrzebach peanów. Pozbawiony ozdobników jest nie tylko styl jego wypowiedzi ale i jej treść: opowiada o trudnym rozwodzie matki – okazuje się, że to jej syn, o nałogu palenia, który towarzyszyło jej przez niemal całe dorosłe życie i przyczynił się do jej śmierci.

Po synu pojawia się córka, która czyta fragment Buddenbrocków, ten, który dała jej matka gdy ona szła do szpitala urodzić dziecko. Mówi o bliskiej więzi jaką z nią miała.

Na końcu mówi przedstawiciel wydawnictwa. Opowiada o tym czym było w życiu zmarłej wydawnictwo. Ton jego wypowiedzi jest miejscami osobisty, bardziej, niż w przypadku powściągliwych dzieci zmarłej. Mówi, że to, czym jest, w dużej mierze ukształtowała zmarła, która była dla niego poniekąd też mentorką.

Po tym córka mówi, że można złożyć kwiaty koło trumny. Podchodzimy tam po kolei, każdy wkłada swój kwiat do wazy czy też kładzie go na postumencie. Boję się trochę widoku w otwartej trumnie ale zwłoki przykryte są szarym całunem i nie przerażają.

Po złożeniu kwiatów stoimy przez jakiś czas przed domem pogrzebowym. Widzę, że rodzina stoi przy trumnie, są tam dzieci, które zachowują się swobodnie. Nie ma pogrzebowego przygnębienia zwykle dominującego na tego typu uroczystościach.

Oczekiwanie się przedłuża, coraz bardziej wygląda na to, że złożenie do grobu odbędzie się później. Być może rodzina będzie to chciała zrobić sama, dlatego można było złożyć kwiaty wcześniej.

Coraz więcej ludzi odchodzi. Po jakimś czasie odchodzę i ja.

pogrzeb bez księdza, nagrobek bez krzyża

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s