Kiedy jakiś czas temu napisałem o swoich wrażeniach po przeczytaniu książki Alberta Wass pt. Adjátok vissza a hegyeimet. Gdy wrzuciłem linka do wpisu na facebooka ciekawy komentarz napisała mi tam Irena Makarewicz, która jest tłumaczką książek Wassa na polski. Wystąpiła w obronie tego pisarza i poleciła mi jego pierwszą książkę pt. Wilczy dół (Farkasverem), za którą Wass otrzymał znaczącą nagrodę literacką Baumgartera (Nota bene, książkę pani Makarewicz przetłumaczyła na polski ale dotąd jej nie wydano). Wassa nie czytają jego krytycy, argumentowała, opinie o nim wygłaszane często opierają się na informacjach z drugiej ręki.
Typowa dla książek Wassa, lekko amatorska okładka książki
Choć myślałem przedtem, że moją przygoda z Wassem zakończy się na jednej lekturze uznałem, że powinienem jednak dać mu drugą szansę i przeczytać Wilczy dół. Niedawno skończyłem lekturę tej książki – i jestem mile zaskoczony.
Farkasverem to, jak wspomniałem, pierwsza książka Wassa a jest jednak dużo lepsza niż jego, znacznie późniejsza, czyli, wydawałoby się, dojrzalsza Adjátok vissza a hegyeimet. Jeśli by te dwie książki miały być reprezentatywne dla rozwoju Wass to wygląda jakby autor z czasem utracił pierwotną wrażliwość, swój słuch literacki, popadł w uproszczenia i zbliżył się do topornawej propagandowości. Rzecz jasna znam tylko dwie książki Wassa i pewnie powinienem uważać z takimi uogólnieniami ale kontrast między tymi pozycjami jest uderzający.
Najpierw trochę informacji o treści książki bo zanim pojawi się po polsku tłumaczenia pani Makarewicz pewnie wielu ludzi z nią się nie zapozna. Akcja tej obyczajowej powieści umieszczona jest wśród węgierskiego ziemiaństwa w Siedmiogrodzie, po węgiersku mówi się o tej warstwie społecznej „dzsentri”. Geograficznie jest to Równina Transylwańska (Mezőség), pod każdym względem głęboka prowincja.
Wass opisuje swoich bohaterów nie oszczędzając ich, postaci zarysowane są ostrym piórem, niekiedy wręcz złośliwie. Główny bohater Jenő to zmarnowany potencjalny talent literacki, obecnie nie zajmujący się niczym poza polowaniami i nadmiernym piciem. Żyje w zasadzie w nędzy bo matka odmawia mu pieniędzy, na papierosy żebrze u służącej. Ta matka to zdziwaczała, zdziecinniała staruszka, którą obchodzą jedynie psy i wilki. Ona też pije za dużo.
W powieści pojawiają się też cwany, prostacki ziemianim z tytułem barona, który chwali się na lewo i na prawo oszukaniem sąsiadki, były wojewoda nie przyjmujący do wiadomości rządów rumuńskich, stetryczałe stare panny i młode kobiety marzące o wyrwaniu się do Klużu czy może nawet Budapesztu.
Akcja książki rozwija się wokół, w większości nieudanych, prób tworzenia małżeństw. Za porażkami stoją nieumiejętność budowania więzi emocjonalnych, w Farkasverem dominują, poza jednym może wyjątkiem, pozbawione uczuć, dysfuncjonalne rodziny. Najbardziej przygnębiający moment to święta Bożego Narodzenia nie tyle pozbawione radości i ciepła ale niekiedy po prostu ignorowane przez bohaterów.
Ważniejsze jednak nawet od braków emocjonalnych są aspekty materialne. Dobrze zapowiadające się związki rozpadają się po tym jak rodziny nie dochodzą do porozumienia odnośnie finansowego zabezpieczenia pary.
Nie jest tak bez powodu: wśród ziemiaństwa odczuwa się zubożenie, obsunięcie społeczne, do którego przyczyniła się niewątpliwie wprowadzona przez Rumunów po zdobyciu Siedmiogrodu, kosztem ziemiaństwa właśnie, reforma rolna.
Łączące się z upadkiem materialnym skarłowacenie ziemiaństwa, jego brak energii twórczej wydaje się być głównym zarzutem Wassa wobec tej warstwy społecznej. Co ciekawe, zwłaszcza w kontekście nacjonalistycznych dzieł Wassa, Rumuni, zwykle schwarzcharaktery narracji węgierskiej, są przez niego umieszczeni zaledwie w tle powieści. Nawet w scenie gdy sąd skazuje byłego wojewodę na grzywnę za uderzenie sąsiada chłopa czujemy, że problem nie leży w tym, że rumuński sędzia skazuje Węgra ale raczej w tym, że przedstawiciel ziemiaństwa nie może zrozumieć, że dalej bezkarnie bić chłopów już się nie da. Może więc za utratą Siedmiogrodu stoi nie tyle agresywność Rumunii a raczej wewnętrzna słabość węgierskich dzsentri? Tak zdaje się mówić Wass.
Matka Jenő czuje pokrewieństwo z psami i wilkami. Psom pozwala włóczyć się po całym domu, i go zanieczyszczać odchodami. Karmi je swoimi posiłkami. Do zwierząt przemawia, rozmawia z nimi sama odgrywając dwie strony wyimaginowanego dialogu. Wyobraża sobie, że łączy ją z nimi jakaś specjalna więź. Tę fałszywą idyllę spotyka gwałtowny koniec gdy wchodzi do zagrody z wilkami a te, podrażnione jej natrętnością, atakują ją i w końcu zagryzają.
Czy to alegoria, na którą wskazuje tytuł książki? Fałszywy romantyzm pokrewieństwa z wilkami i zakorzenionej w naturze witalności Węgrów? Trudno mi powiedzieć ale nic innego mi do głowy nie przychodzi.
2 myśli na temat “Wilczy dół”