W lecie będąc w Polsce miałem pojechać z Poznania do Miałów. Wybierałem się samochodem aż ktoś mi powiedział, żebym pojechał pociągiem bo będzie szybciej. Zdziwiłem się ale faktycznie, pociągiem godzina a samochodem półtorej. Na Węgrzech byłoby dokładnie odwrotnie.
Pomyślałem trochę nad tym i zdaje mi się, że jest w tym pewna prawidłowość. W Polsce pociągiem w dalszym ciągu na ogół jeździ się szybciej niż samochodem podczas gdy na Węgrzech samochód jest zwykle szybszy. Głębiej zainteresowanym polecam porównania czasu przejazdu pociągiem na Węgrzech i w Polsce z czasem przejazdu między tymi samymi miejscowościami samochodem.
Główną przyczyną tego jest to, że na Węgrzech od lat systematycznie buduje się autostrady (ten rok będzie skurat pierwszym od dwudziestu kiedy premier nie otworzy ani kawałka autostrady) i do dziś powstała ich całkiem niezła sieć podczas gdy w Polsce – wiadomo.
Jednocześnie jednak sieć kolejowa na Węgrzech ulega stałej degradacji, poziom usług jest nędzny i co jakiś czas wyłącza się z eksploatacji kolejne setki kilometrów torów. W Polsce w tym samym czasie poziom usług kolejowych raczej się poprawia, pojawiła się konkurencja i walka o pasażera. Rzecz jasna ma to spory sens przy obecnym stanie dróg.
W efekcie ustrojowo Węgry stałem się krajem podporządkowanym klasie średniej, Polska natomiast pozostała bardziej demokratyczna. Jak to rozumieć? Ano autostrady buduje się w istotnej części z podatków płaconych przez biednych i zamożnych, korzystają z nich natomiast tylko osoby posiadające auto, czyli bogatsze. Biedni dalej będą się tłuc brudnymi, zimnymi, spóźniającymi się pociągami.
W Polsce ten efekt jest, przynajmniej dotąd, mniej odczuwalny. Moim zdaniem nie warto tego zmieniać, oczywiście nie poprzez zaniechanie budowy autostrad ale przez równoległe inwestowanie w sieć kolejową.