węgierscy łącznicy

Fronda wydała książkę pod tytułem Węgierski łącznik. Zawiera ona pięć bardzo ciekawych wywiadów z Węgrami (Ákos Engelmayer, Csaba György Kiss, István Kovács, Attila Szalai, o którym pisałem już wcześniej, oraz Imre Molnár), którzy w latach 70tych i 80tych odgrywali rolę łączników między społeczeństwami polskim i węgierskim oraz grupami opozycyjnymi w obu krajach.

Wszyscy ci węgierscy łącznicy podzielają fascynację Polską i polskością. W taki czy inny sposób nauczyli się języka, często do Polski jeździli, nawiązywali kontakty, przewozili – przemycali na Węgry polskie książki i wydawnictwa, tłumaczyli różne teksty na węgierski. Są w pewien sposób reprezentantami pokolenia urzeczonego Polską i bardzo do niej pozytywnie nastawionego: książka zaczyna się stwierdzeniem, że w pierwszym wolnym parlamencie węgierskim 10% posłów znało polski.

Najważniejszym źródłem fascynacji Polską była dla bohaterów książki wolność tam panująca. Opisuje swoje zachłyśnięcie wolnością od strachu, której tam doświadczali i której się tam uczyli, przyzwoleniem na długie włosy czy brody, rozpowszechnionym autostopem – na Węgrzech wówczas zakazanym, obecnością jazzu i innych nowinek w sztuce, a także odwagą kościoła. W porównaniu z Węgrami wolność ta była szokująca.

To stwierdzenie jest tym ciekawsze, że Węgrzy często określają swój kraj jako "najweselszy barak w bloku" i chętnie opowiadają o swobodzie jaką mieli pod Kádárem. Chyba zaczynam rozumieć tę sprzeczność: dla większości Węgrów wolność oznaczała pewną swobodę podróżowania oraz możliwość dorabiania się podczas gdy dla naszych łączników wolność miała znaczenie bardziej polityczne ze szczególnym naciskiem na wolność wypowiedzi a także brak strachu.

Intrygująca jest wypowiedź Imre Molnára, którego zainteresowanie Polską rozpoczęło się od przedstawienia Teatru Pantomimy z Wrocławia pt. Ofiarowanie Izaaka. Spektakl powalił go, bo nie przypuszczał, że może istnieć teatr o tematyce metafizycznej poruszającej kwestie ze sfery sacrum.

Przyjaźń okazywana Węgrom to osobny motyw przewijający się przez całą książkę. Łapanie stopa na węgierską flagę było niezawodne a w dodatku zwykle owocowało karmieniem i pojeniem, ofertami noclegu i wszelką inną pomocą. Istán Kovács wspomina, że pieniędzy przygotowanych na dwa tygodnie nie zdołał wydać w półtora miesiąca bo za nic nie musiał przez ten czas płacić. Szokowała też bohaterów książki pamięć o 56 roku demonstrowana przez Polaków, z którymi się spotykali. Według nich Polacy więcej wiedzieli o tym powstaniu niż młodzi Węgrzy.

Opowiadają bohaterowie książki o kontaktach z polską opozycją, o nauce od polskich konspiratorów, o podziemiu, o papieżu. Mówią też o propagandzie kádárowskiej mającej na celu zniechęcić Węgrów do Polaków, która w wielu wypadkach okazywała się być skuteczną.

W sumie arcyciekawa lektura dla wszystkich, którzy interesują się stosunkami polsko-węgierskimi. Wadą książki jest, że skoncentrowała się tylko na osobach o poglądach prawicowych mimo, że takie same sympatie propolskie istniały wówczas wśród osób o innych poglądach. Żenująca jest okładka z odbijającą się w kałuży kolumną Zygmunta i współczesnym egzemplarzem gazety Magyar Nemzet. Ten obecnie prawicowy dziennik był w czasach socjalizmu częścią komunistycznych mediów i nie ma co retroaktywnie go gloryfikować.

Redaktorzy tomu Paweł Cebula i Grzegorz Górny w większości przypadków dobrze dali sobie radę z węgierskimi nazwiskami i nazwami miejscowości. Chwała im za podawania także słowackich i rumuńskich nazw w przypadku miejscowości znajdujących się poza granicami dzisiejszych Węgier.

W jednym miejscu jednak padają i jest to akurat ostatnia strona książki. Chodzi o nazwy tokajskich winnic o polskich korzeniach podawanych przez Imre Molnára. Poprawiam więc: są to Krakó a nie Krakkó, Betsek a nie Becsek, Dancka a nie Gdancka. Ale to naprawdę drobiazg i nie każdy ma przecież w domu mapę regionu tokajskiego z nazwami wszystkich winnic, którą my mamy.

PS Przyszła mi jeszcze jedna rzecz do głowy. Zastanawiam się mianowicie czy możliwa byłaby analogiczna książka napisana po węgiersku pt. Polski łącznik. Czy znalazłoby się tyle osób tak zauroczonych Węgrami jak bohaterowie powyższej książki Polską? Jeśli tak, to czym byliby zafascynowani? Osobiście nie wydaje mi się, żeby to byłoby możliwe. Tak, stosunki polsko-węgierskie nie są symetryczne.

Reklama