Znajomy niedawno zwrócił moją uwagę na jedną z tokajskich winnic o nazwie Portius. Dowiedziałem się z ulotki stamtąd pochodzącej, że nazwano ją na cześć Roberta Wojciecha Portiusa, największego bodaj w historii handlarza węgierskimi winami na terenie Polski. Kolejny interesujący przyczynek do historii stosunków polsko-węgierskich.
Sam Portius nie był Polakiem a Szkotem. Do Polski przesiedlił w XVII wieku i przeszedłszy na katolicyzm przyjął drugie imię Wojciech. Z wielkimi sukcesami zajmował się handlem, głównie tokajskimi winami. Z czasem stał się dostawcą wina na królewski dwór Zygmunta III Wazy a później Władysława IV Wazy i Jana Kazimierza, którzy kolejno potwierdzali nadane mu przywileje.
Za jego czasów Krosno, w którym się osiedlił, przeżyło okres swojej największej świetności. Do dziś Portiusa wspominają tam za odbudowę kościoła farnego po zniszczeniach spowodowanych pożarem.
Winnica Portius kultywuje tradycje polsko-węgierskich kontaktów winnych. Jej strona internetowa obok wersji węgierskiej i angielskiej posiada także pełną wersję polską (w sprawie kolorów na fladze polskiej napisałem już do nich).
A w samym Krośnie od 2002 roku działa Stowarzyszenie Portius. Za swoje cele stawia ono sobie kultywowanie kontaktów kulturalnych i handlowych między Polską a Węgrami, pielęgnację tradycji kontaktów winnych między tymi krajami a także propagowanie postaci Portiusa. Opis ich ciekawej działalności (niesamowity jest pomysł pociągu Portius-Express, który kursowałby między Krosnem a Tokajem) można znaleźć na stronie stowarzyszenia kolorystycznie nawiązującej do węgierskiego trikoloru.
Coraz lepiej rozumiem tę część "i do szklanki" z bratankowego powiedzenia.