Dawno temu gdy mieszkałem w Warszawie kuzynka zabrała mnie na "naleśniki z czekoladą" (teraz już wiem, że to naleśniki Gundla), który to smakołyk dawano w restauracji Crystal Budapeszt. Wtedy była to bodaj jedyna restauracja węgierska w Polsce.
Przypomniałem sobie tę historię kiedy jadąc z Chłopakiem w lecie do Kazimierza zatrzymaliśmy się przy zajeździe Magyar zaintrygowani jego nazwą. Leży on na trasie Rzeszów – Barwinek w miejscowości Wyżne. Parę dni temu wpadł mi w ręce prospekt zajazdu, który wówczas tam sobie wziąłem i pomyślałem, że warto może to miejsce tu odnotować.
Na stronie internetowej zajazdu miła historia powstania miejsca:
Gdyby ktoś powiedział, że po przekroczeniu pięćdziesiątki podejmiemy ryzyko zaczynania od nowa nie uwierzylibyśmy. A jednak sprzedaliśmy dom w Rzeszowie, wzięliśmy kredyt i postanowiliśmy zbudować Zajazd Magyar z węgierskim jadłem.
Zajazd (…) jest spełnieniem marzeń głowy naszej rodziny – Bolesława Drozda. (…)
"Marzyłem o prowadzeniu profesjonalnej smacznej gastronomii z daniami przygotowanymi z pietyzmem, estetycznie i kolorowo podanymi tak, aby na talerzu znalazła się i smakowała poezja i elegancja."
Samo miejsce jednak nas rozczarowało. Węgierskość na poziomie zewnętrznym ogranicza się do paru stereotypowych elementów. Niezupełnie przypomina nawet te bardziej tradycyjnie urządzone restauracje węgierskie. Dania w jadłospisie oraz zdjęcia na stronie internetowej nieekscytujące. Jedzenie też trafiło się nam nienajlepsze. Zamówiliśmy naszego ulubionego suma a dostaliśmy suma nilowego, który, w przeciwieństwie do węgierskiego suma rzecznego, strasznie zajeżdzał błotem i nie był dobry.
Choć może po prostu nie bardzo lubię takich stereotypowych miejsc, a już szczególnie poza Węgrami.