Węgry, Polska, Unia

Parę dni temu rozmawiam ze znajomym intelektualistą. Rozmowa schodzi na rozszerzenie Unii i on wspomina związane z tym obawy tutejszych ludzi. Jak to, dziwię się, czyż w końcu Węgrzy z Siedmiogrodu nie uzyskali tych samych praw w ramach Unii co ich pobratyńcy z Węgier? Owszem, odpowiada, ale ludzie nie o tym myślą. Boją się Rumunów odbierających im pracę, snują wizje samochodów pełnych rumuńskich żebraków jadących do Budapesztu a także hord rumuńskich kieszonkowców obrabiających przechodniów na Körúcie.

Zatkało mnie. W tym samym czasie w Polsce poparcie dla członkostwa w Unii a nawet eurokonstytucji wynosi ponad 70%. Gazety zachłystują się inwestycjami infrastrukturalnymi, które Unia pomoże sfinansować, koło miliona ludzi próbuje swoich szans pracując w krajach Unii często uciekając przed bezrobociem w domu, tłum ludzi ruszył na studia na Zachodzie, zaraz mają nas przestać iskać na granicach … Czemu ta sama rzecz może wywoływać tak różne reakcje w zależności od kraj? Czemu Węgrzy tak często (rzecz jasne, że nie wyłącznie) widzą członkostwo w Unii jako groźbę podczas gdy w Polsce dominuje percepcja Unii jako możliwości? Kolejny raz zajaśniała mi różnica między tymi dwoma moimi krajami. 

Reklama