gramy w piłkę z Cyganami

Chłopak od czasu mistrzostw świata oraz obejrzenia sceny z meczem w Stewarcie Malutkim 2 stał się wielkim fanem futbolu. Ciągle się dopytuje kiedy pójdzie grać w klubie dla dzieci, kiedy kopiemy piłkę to jestem Francją a on Włochami albo też ja Kostaryką a on, dajmy na to, Niemcami. Przedwczoraj namówił mnie, żebyśmy poszli pograć w piłkę wieczorem na naszym placu. Czemu nie, idziemy.

Na placu są dwa boiska i oba były zajęte. Zaproponowałem, żebyśmy poszli na trawę albo na pobliski plac zabaw, ale nie, tylko boisko się liczy. Dobrze więc, czekamy. Za jakiś czas jedno boisko się zwalnia, natychmiast wchodzimy. Chcę postrzelać sobie z Chłopakiem do bramki ale on nie, chce grać mecz. Nadaremnie mu tłumaczę, że pozostałe chłopaki są za duże, że nie będą chciały z nim grać, nic do niego nie trafia.

Podchodzi jeden z chłopaków i proponuje, żebyśmy zagrali mecz (nie ma wyboru, bo jedna bramka jest nasza:) Zgadzam, ale mówię, że Chłopak też gra. OK. Szybko dzielą się na drużyny. Nasi koledzy z drużyny podchodzą przedstawić się z łobuzerskimi uśmiechami: David Beckham, Roberto Carlos, i tak dalej. Sami Cyganie. Słyszę jak jeden z nich mówi do drugiego "nie jestem żadnym Romem, Cygan jestem".

Zaczynamy grać. Idzie nam wszystkim bardzo tak sobie. Chłopak pędzi po boisku krzycząc: "podaj mi! tutaj!" i oczywiście nikt mu piłki nie podaje, ale szcząśliwy jest jak nie wiem co. Nasi koledzy z drużyny grają, jak to zwykle chłopaki w tym wieku, fatalnie co chwila tracąc piłkę ale, rzecz jasna, nigdy jej nie podając. Ja co jakiś czas puszczam gola (umieścili mnie w bramce). Dołącza się kilku sporych facetów. Powoli robi się ciemno i coraz mniej widać.

W pewnym momencie Chłopak dostaje piłką w brzuch tak mocno, że aż siada na ziemi i zaczyna płakać. Wykorzystuję to, żeby pójść w końcu do domu – dotąd za żadne skarby nie chciał ruszyć. Żegnamy się i ruszamy już kiedy jeden wielki Cygan usłyszawszy, że rozmawiamy po polsku, pyta: "jesteście Słowakami?". "Nie, mówię, jesteśmy z Polski". "Pewno wam tu trudno, mówi ze współczuciem, rozumiem to, bo sam przyjechałem z Rumunii". Tłumaczę, że mam żonę Węgierskę i bardzo nam tu dobrze. Uśmiechamy się i ruszamy.

Czemu piszę o tym nieistotnym wieczorze? Może dlatego właśnie, że był nieistotny. Węgrzy unikają Cyganów jak mogą zarówno w miejscu zamieszkania (czy są Cyganie w domu? to pytanie zawsze pada kiedy mowa jest o kupnie nowego mieszkania), jak i w szkole, w pracy czy w knajpach. W efekcie mało jest bezpośrednich kontaktów, a te, do których dochodzi, zwykle wymuszone są przez życie a nie dobrowolne. W takim kontekście zwykła gra w piłkę na placu przed domem robi się warta odnotowania.