Nie mogę się przyzwyczaić do zimowego pakowania pomników na Węgrzech. Tak, pakowania, zawija się je w folię jak na obrazku poniżej.
Węgrów, dodam, to zupełnie nie dziwi. Pomniki od śniegu czy też wody się niszczą, folia je chroni, tłumaczą.
Uderza mnie sam fakt pakowania. Skojarzenia mam nie z żadnym Christo ale raczej z przykrywaniem mebli w salonie pokrowcem kiedy akurat nie ma gości. Po co pomnik jeśli na dobry kawałek roku się go zakrywa – i w dodatku potem trzeba go w takim zapakowanym stanie oglądać.
Fascynuje mnie także zdolność Węgrów do zmiennego postrzegania pomnika. Z jednej strony to symbol, któremy nadaje się poniekąd rzeczywiste istnienie. Przecież rewolucja 1956 roku zaczęła się właśnie pod pomnikiem (Bema) a nielegalne obchody 15 marca (rewolucja z kolei 1848 roku) zawsze zaczynały się też pod pomnikiem, Petöfiego. Czyli realność zdolna do budzenia do sprzeciwu. Jednocześnie jednak kamień, któremu śnieg szkodzi, i który trzeba zawijać na zimę. I to nie głowę Vörösmartiego makabrycznie duszą folią na zdjęciu powyżej ale po prostu umocowują folię wokół poręcznie wystającego kawałka rzeźby.
Rozumiem to ale jakoś nie przestaje mnie to fascynować.