Od paru lat tak się złożyło, że biorę udział w ocenianiu aplikacji na międzynarodowy konkurs dla przyszłych liderów. Uczestniczą studenci z Czech, Bułgarii (Uniwersytet Amerykański), Polski i Węgier. Rzecz jednocześnie wyczerpująca i fascynująca. Aplikacje są wybrane i każdy ze studentów jest w jakiś sposób niezwykły. Wybór jest dokonywany wsród gorących dyskusji między członkami komisji.
Parę rzeczy zwykle rzuca mi się w oczy. Pierwsze to jak bardzo zmieniła się sytuacja studentów. Kiedy chodziłem na uniwersytet (słodkie lata osiemdziesiąte) panowała beznadzieja i szarzyzna. Po moim dość burzliwym liceum lata studenckie były sporym rozczarowaniem. Obecnie widać jak roznosi tych co bystrzejszych, jak starają się, jakie mają możliwości. Co chwila w aplikacjach napotykam się na zdania w rodzaju "początek studiów na uniwersytecie był dla mnie oszałamiającym przeżyciem". Masa ludzi mówi kilkoma językami – i jest to całkiem normalne. Za moich czasów angielski, którym ktoś potrafił się jakoś porozumieć był już rzeczą wartą uznania. No i ta ambicja, która nie dość że nietajona to jeszcze mająca konkretne cele. Gdy ja byłem studentem kolega w spółdzielni studenckiej zarabiał tyle co jego ojciec docent na politechnice. Choć zarobki to nie wszystko to nieuchronnie dawało to inną perspektywę "dorosłego życia".
Ciekawe też są różnice między krajami. Studenci z Bułgarii są zawsze najciekawsi. Połowa studentów na uniwersytecie amerykańskim to Bułgarzy, reszta pochodzi głównie z krajów bez większych perspektyw takich jak Serbia, Albania, Mołdawia czy też Kirgizja. Ponieważ uniwersytet jest często jedyną szansą dła młodych ludzi z tych krajów dostają się do niego najlepsi, najaktywniejsi, najdojrzalsi. Z pozostałych krajów jest mieszanka dzieci elit – czytałem na przykład list polecający napisany przez byłego ministra "przyjaciela rodziny", który zna aplikanta od niemowlęctwa – oraz niezwykle zdolnych studentów z nizin społecznych. Wyczuwa się różnicę w systemach edukacyjnych: studenci z Węgier częściej, jak mi się zdaje, toczą życie ograniczone do uniwersytetu, Polacy bardziej bywają zaangażowani w sprawy spoza szkoły. Słowacy studiujący w Czechach są zwykle nadzwyczaj imponujący. Sporo studentów, zazwyczaj z domów elitarnych, bardzo zajmuje się sobą i swoją karierą: aktywność społeczna to dla nich przyjmowanie studentów w ramach wymian zagranicznych albo uczestniczenie w kole naukowym czy też klubie biznesowym.
Choć, jak wspomniałem, praca jest wyczerpująca i dość parszywie płacą za nią, jakoś jednak co roku na nowo podejmuję się zadania. Niezwykłe jest obcowanie z tymi ludźmi, nawet poprzez papier aplikacji.